środa, 11 marca 2015

Wojtek z browaru Beartown


Mogę powiedzieć że po raz kolejny wypiłem kultowe piwo. Oczywiście w pewnych kręgach bo dostęp do tego piwa był dość ograniczony. Tym bardziej się tym jaram. Historię tego piwa zna chyba większość piwnych geeków ale nie tylko tacy mnie czytają więc w kilku słowach wyjaśnię o co mniej więcej z tym Wojtkiem chodzi. Wojtek był znaleziony w Persji czyli obecnym Iranie w 1942 roku syryjskim niedźwiedziem brunatnym adoptowanym przez żołnierzy 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii w 2gim Korpusie Polskim dowodzonym przez gen. Andersa. Niedźwiedź brał udział w bitwie o Monte Cassino. W jednostce nadano mu stopień kaprala. No i co ważne i znaczące misiek lubił piwo. Był swoistą maskotką, nosił pociski artyleryjskie, po demobilizacji Wojtek wylądował w ZOO w Edynburgu w którym został do1963 roku, o jego śmierci poinformowały wówczas angielskie stacje radiowe. Symbolem jednostki został misiek targający pocisk artyleryjski. Tyle historii, pora napisać coś o piwie,

Piwo Wojtek zostało uwarzone w angielskim browarze Beartown w stylu golden ale. Alkoholu mamy tu 5 % a do produkcji piwa użyto wody, chmielu, jęczmienia i słodu. Szkoda że pod tym względem angielskie etykiety są bardzo oszczędne ale nic to, tu bardziej liczy się zawartość.

Po przelaniu do szkła zobaczyłem piwo w kolorze złota z ładną drobniutką pianą. Towarzyszyła mi do samego końca. Wącham i czuję przyjemny aromat chmielowy co jak na piwo w stylu angielskim jest dość ciekawą rzeczą, to chyba moje pierwsze angielskie piwo tak konkretnie nachmielone, z ciekawości sięgnę kiedyś po inne piwa z browaru Beartown by sprawdzić czy u nich to zwykle praktykowane. Ta chmielowość jest bardzo cytrusowa, szkoda że nie można się dowiedzieć jakie to chmiele. Znajdziemy też tu sporo karmelu co jest już typowe dla wszystkich piw w typie ale z Anglii. Całość sprawia bardzo świeże wrażenie.

Smak piwa to kontynuacja tego co znalazłem w zapachu. Jest chmiel, karmel, spora baza słodowa która w połączeniu z ciekawą i sporą goryczką daje naprawdę niezłe piwo. Tropikalne owoce przywodzą na myśl nawet jakieś piwa w stylu AIPA a to dzięki temu że w smaku tych cytrusów można odnaleźć nuty mandarynki, lionki grapefruita ( nie wiem jak was ale mnie doprowadza do jakiejś pasji jak widzę napis na sokach, piwach napis: grejpfrut, wcale mi nie pasuje polska pisownia tego słowa) doszukałem się że informacji że takich efekt chmielenia daje Sorachi Ace. Końcówka jest półwytrawna i goryczkowa. Nasycenie średnie do niskiego co fajnie podnosi i tak mega pijalność.

Mi smakowało, jeśli macie gdzieś jeszcze okazję spróbować tego piwo to bierzcie w ciemno, nie zawiedziecie się.

Ciekawostką też jest to jakaś tam suma ze sprzedaży tego piwa idzie na Animal Asia, organizację która walczy z barbarzyńskim traktowaniem niedźwiedzi, zacny to cel.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz