Nie wiem jak dla Was ale dla mnie browar Raduga gra w troszkę innej lidze niż takie na przykład Bednary czy inny Brodacz. Piękne i estetyczne etykiety kojarzące się z plakatami z przełomu lat 40/50 są dla mnie jak odtrutka po tym szale pierwszych szałowych etykiet niektórych browarów idących na pierwszej fali piwnego kraftu. Do tego ciekawe interpretacje stylów, różne dodatki i co ważne nie przesadzanie z nimi dopełniło mi wizerunku jednego z ciekawszych browarów na naszym polskim piwnym poletku. Zawsze z ciekawością kupuje ich nowe piwa i gdy tylko mogę nadrabiam zaległości i dziś trafiła się okazja na spróbowanie African Queen.
African Queen to piwo w stylu APA z dodatkiem aframonu madagarskiego. Z tego co można dowiedzieć się z kontretykiety przyprawa ta ma wnieść lekko pieprzowe i pikantne nuty. Wypijemy zobaczymy...No to lejemy do szkła. Barwę mamy lekko zmętnioną i jasno pomarańczową a aromaty wydobywające się ze szkła są przeważnie owocowo żywiczne ze sporą słodową bazą. Co ciekawe jakiś czas temu z kolegą Łukaszem z Piwolubów stwierdziliśmy że piwa z Radugi mają typową charakterystyczną bazę słodowa którą można spotkać w większości ich piw i to znów się sprawdziło tym razem. Piana niestety bardzo skromna i licha i dotrwała tylko do cieniutkiego pierścienia na obrzeżach szkła. W smaku spotykamy dużo słodkich owoców dzięki takim chmielom jak Citra, Simcoe, Cascade, Centennial i Magnum. Jest bardzo pijalne dzięki średnio do niskiego nasycenia i mocy 5%. Czy wyczuwam jakąś przyprawę? Po wypiciu praktycznie całego piwa zaczęło się ciekawe drapanie po gardle i lekka pikantna nuta. Czy jest to potrzebny dodatek? W jakiś sposób przełamuje to typową słodową bazę piw z Radugi i amerykańskie chmiele. Piwo warte spróbowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz